sobota, 13 kwietnia 2024

Burisma i FSB, czyli jak Rosja oskarża FSB o atak na Crocus City Hall

 



Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej stwierdził, że podejrzewa, że niedawny zamach terrorystyczny w podmoskiewskiej hali widowiskowej Crocus City Hall był finansowany przez ukraińską spółką energetyczną Burisma Holdings, w której władzach zasiadali swego czasu Hunter Biden i Aleksander Kwaśniewski. 

Można więc uznać, że Komitet Śledczy oskarżył o sfinansowanie tego zamachu FSB. Burisma to bowiem firma założona przez agenta FSB Mykołę Złoczowskiego, polityka dawnej Partii Regionów, byłego ministra w rządzie ultrapromoskiewskiego Azarowa. Założono tę spółeczkę z myślą o korumpowaniu zachodnich polityków i zbieraniu na  nich kompromatów. W przypadku Huntera Bidena udała się jedynie pierwsza część z tego zadania. Owszem brał ciężką kasę za zasiadanie w radzie nadzorczej, ale trudno było go szantażować czymkolwiek w sytuacji, gdy sam wrzucał do netu filmy pokazującego go z dziwkami i narkotykami. 

Wygląda więc na to, że rosyjskie tajne służby zaplątały się w swoich tajnych operacjach...

Przypomnijmy samą sprawę Burismy, pamiętając cały czas, że była spółką założoną przez FSB:


W lutym 2014 r., wkrótce po ucieczce  Janukowycza do Rosji, londyńskie Biuro ds. Poważnych Oszustw (SFO) zostało poinformowane przez bank BNP Paribas o podejrzanej transakcji. Chodziło o przelew na 23 mln USD do dwóch ukraińskich spółek gazowych: Brociti Investments i Burisma Holdings należących do oligarchy Mykoły Złoczewskiego. Złoczewski był wcześniej przez pewien czas ministrem ds. ochrony środowiska w ekipie Janukowycza. 16 kwietnia 2014 r. SFO uzyskała w londyńskim sądzie zgodę na zamrożenie tych środków. Dwa dni później Burisma Holdings ogłosiła, że w skład jej rady dyrektorów wszedł amerykański prawnik Hunter Biden, syn wiceprezydenta Joe Bidena. Do władz tej spółki trafił wówczas były prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski.

Hunter Biden miał wcześniej małe doświadczenie w branży energetycznej, ale w Burisma Holdings zarabiał 50 tys. USD miesięcznie. Dodatkowo zarabiał na prowizjach wypłacanych mu przez spółkę. Przez 16 miesięcy od kwietnia 2016 r. na konta związane z jego działalnością biznesową trafiło z Burismy 3,1 mln USD. Jaką pracę wykonywał syn Joe Bidena dla tej spółki? Według "New York Timesa", zorganizował dla niej zespół prawników z dobrych amerykańskich kancelarii i firm konsultingowych, w tym byłego oficjela z Departamentu Sprawiedliwości z czasów Obamy. Jego ojciec nieformalnie odpowiadał zaś w jego administracji za politykę związaną z Ukrainą. Obecność Huntera Bidena w jego spółce bardzo się więc Złoczewskiemu opłacała.

Syn wiceprezydenta prowadził zaś już wcześniej mało przejrzyste interesy. Amerykański dziennikarz śledczy Peter Schweitzer ujawnił, że według dokumentów z banku Morgan Stanley na konto założone na nazwisko "Robert H. Biden" (pełne nazwisko syna byłego wiceprezydenta to: Robert Hunter Biden) wpływały pieniądze z Ukrainy, Kazachstanu i Chin. W 2013 r. Hunter Biden wraz ze swoim ojcem pojechał na oficjalną wizytę do Chin. Dziesięć dni później jego firma dostała opiewający na 1,5 mld USD kontrakt ze spółką zależną Bank of China.

W styczniu 2015 r. brytyjski sąd odblokował 23 mln USD należące do Złoczewskiego. Zrobił to po liście z prokuratury generalnej w Kijowie, w którym wskazywano, że oligarcha nie zrobił niczego sprzecznego z ukraińskim prawem. (We wrześniu 2015 r. ambasador USA w Kijowie zarzucał ukraińskim władzom, że chcą zamieść tę sprawę pod dywan.) 10 lutego 2015 r. nowym ukraińskim prokuratorem generalnym został Wiktor Szokin. Był on postacią kontrowersyjną (w listopadzie 2015 r. stał się celem zamachu z użyciem karabinu snajperskiego), ale poważnie podszedł do śledztwa w sprawie Burismy. Chciał m.in. przesłuchać Huntera Bidena w sprawie pieniędzy, które mu wypłacała ta spółka. - Kilkakrotnie prezydent Petro Poroszenko prosił mnie, bym przyjrzał się sprawie Burismy i rozważył możliwość zmniejszenia intensywności działań śledczych, ale odmówiłem zamknięcia tego śledztwa - zeznał później Szokin.

Później do akcji włączył się Joe Biden. W lutym 2016 r. zagroził, że USA nie dadzą Ukrainie gwarancji kredytu opiewającego na 1 mld USD, jeśli Szokin nie zostanie odwołany ze stanowiska. Spełnienie tej groźby mogłoby zagrozić bankructwem Ukrainy. Szokin podał się więc do dymisji 15 lutego 2016 r. Skąd jednak wiemy, że Biden posunął się do tak daleko idących gróźb? Sam się tym chwalił w 2018 r. podczas wystąpienia w Radzie ds. Stosunków Międzynarodowych (CFR). - Oczekiwano, że ogłoszę kolejną opiewającą na 1 mld USD gwarancję kredytu. I miałem zobowiązanie od Poroszenki i premiera Arsenija Jaceniuka, że podejmą działania przeciwko prokuratorowi generalnemu. A oni tego nie zrobili - wspominał Biden. Potwierdził to też w rozmowie z Głosem Ameryki. - Powiedziałem: jeżeli w ciągu sześciu godzin wasz prokurator generalny nie zostanie odwołany, nie otrzymacie pieniędzy. I ten sukinsyn został odwołany -mówił Biden. Oficjalnie twierdził on, że naciskał na dymisję Szokina, bo ukraiński prokurator generalny był bardzo skorumpowany.

W kwietniu 2019 r. Konstantin Kułyk, zastępca departamentu międzynarodowej współpracy prawnej w biurze prokuratora generalnego Ukrainy, powiedział w rozmowie z serwisem The Hill, że w 2017 r. chciał wraz z grupą prokuratorów dostarczyć do Waszyngtonu dowody na przestępczą działalność przedstawicieli administracji Obamy na Ukrainie. Chodziło o dokumenty dotyczące Burismy, nacisków Bidena na ukraiński rząd, szukania na zlecenie demokratów "brudów" na Trumpa i szefa jego kampanii Paula Manaforta, nacisków ambasady USA na sprawy kryminalne i wyprowadzenia z kraju 7 mld USD. Prokuratorzy nie chcieli podzielić się dokumentami z Narodowym Biurem Antykorupcyjnym (NABU), bo uważali, że zbyt blisko współpracuje ono z ambasadą USA, kryjącą te przestępstwa. Prokuratorzy do Waszyngtonu jednak nie polecieli, bo ambasada odmówiła im wiz. Po tym jak wyszło to na jaw, amerykańska ambasador Marie Yovanovitch została odwołana "na konsultacje" do Waszyngtonu w maju 2019 r. Ukraiński prokurator generalny Jurił Łucenko pochwalił później jej przeniesienie.

Ten sam Łucenko wszczął śledztwo w sprawie ukraińskiej próby wpłynięcia na wybory prezydenckie w USA w 2016 r. Dwukrotnie też spotkał się on (raz w Warszawie) z Rudym Gulianim, prawnikiem prezydenta Trumpa, byłym burmistrzem Nowego Jorku. Guliani szukał dowodów na korupcję Huntera i Joe Bidenów. Guliani odnosił się do tego skandalu na Twitterze pisząc m.in.: "Wiemy, że skorumpowany ukraiński oligarcha wyprał 3 mln USD dla rodziny Bidenów. Ale jeszcze 3 mln do 4 mln USD zostało wyprane dla Bidena". Guliani napisał również: "Jedna płatność opiewająca na 3 mln USD poszła do syna Bidena z Ukrainy przez Cypr i Łotwę do USA. Gdy prokurator zapytał Cypr o tę sumę, odpowiedzieli mu, że ambasada USA (obamowska) poinstruowała ich, by nie podawać kwoty." Czy te rewelacje Guliani miał od Łucenki? Po ujawnieniu skandalu wokół rozmowy Trumpa z Zełenskim, Łucenko oficjalnie ogłosił, że Hunter Biden nie zrobił niczego, co by było złamaniem ukraińskiego prawa. Można jednak uznać, że ta deklaracja może być zabezpieczeniem się na wypadek zmiany władzy w Waszyngtonie.

Ta historia ogólnie pokazuje jak różne służby robią interesy ponad podziałami geopolitycznymi.

sobota, 6 kwietnia 2024

Syndrom hawański, GRU i białoruska rozgrywka

 


Płk Corso twierdził, że podczas Zimnej Wojny CIA była lojalna wobec KGB, a KGB wobec CIA. Ta prawidłowość częściowo sprawdziła się też przy sprawie syndromu hawańskiego. 

Przypomnijmy: syndrom hawański to tajemnicza dolegliwość neurologiczna, która dotykała w ostatnich latach amerykańskich dyplomatów i funkcjonariuszy służb wywiadowczych, m.in. w Hawanie, Pekinie i Wiedniu. Choć eksperci wskazywali, że te dolegliwości to najprawdopodobniej skutek ataków bronią soniczną czy mikrofalową, to Departament Stanu i CIA oficjalnie orzekły, że są one skutkiem głośnych dźwięków wydawanych przez... cykady. 

Portal The Insider dokładnie opisał jednak nieoficjalne ustalenia służb. Wynika z nich, że za syndromem hawańskim stała jednostka GRU numer 29155 (używam historycznej nazwy "GRU", pomimo, że od ponad dekady ta służba funkcjonuje pod nazwą "GU", która jest jednak słabo znana).  - czyli ta sama banda clownów, która m.in. próbowała otruć płka Skripala, wysadzała składy amunicji w Czechach i próbowała dokonać zamachu stanu w Czarnogórze. Cele były dosyć oczywiste, m.in. oficer, który przesłuchiwał rosyjskiego szpiega złapanego na Florydzie. W momencie, gdy dokonano ataku sonicznego na jedną z amerykańskich dyplomatek w Tbilisi, był na miejscu syn generała dowodzącego jednostką 29155. Ruscy zostawiali więc cały czas oczywiste ślady. Mimo to, agenci CIA będący celami ataków sonicznych musieli walczyć z własną Agencją, która nie chciała przyznać, że trapiące ich dolegliwości są prawdziwe.  CIA tuszowała więc rosyjskie ataki. 

Udział w tej akcji jednostki 29155 jest sam w sobie sprawą niezwykle ciekawą. W ostatnich latach zaliczała ona bowiem gigantyczną wpadkę za gigantyczną wpadką, a jej agenci popisywali się głupotą. Działania tej grupy stały się właściwie transparentne dla amerykańskich tajnych służb. Tak jakby wewnątrz GRU działała jakaś frakcja sabotująca idiotyczne działania tej jednostki specjalnej.

O podejrzenie istnienia tej frakcji oraz cichego układu jaki ma ona z ukraińskim wywiadem wojskowym HUR piszę tutaj już od dawna. Poszlaki dotyczące jej działania pojawiły się też w sprawie zamachu w podmoskiewskiej hali Crocus City Hall.

Świetny wpis dotyczący tego zamachu został opublikowany na zaprzyjaźnionym blogu Zapiski Czynione po Drodze. Wygląda na to, że sama akcja zatrzymania "zamachowców" była inscenizacją i być może sceny ich torturowania też. Celem ataku było podsycenie napięć etnicznych w Rosji, a także uderzenie w autorytet FSB, MSW, Rosgwardii oraz samego Putina. Okazuje się, że przed zamachem szczegółowo ostrzegała FSB nie tylko CIA, ale także irańskie tajne służby.  (Gdy wyszła na jaw sprawa amerykańskich ostrzeżeń, onucowcy zaczęli twierdzić, że "Amerykanie w ten sposób grozili Rosji atakami". Według ich zjebanej logiki Iran powinien zostać uznany za wspólnika USA.) Jak wiadomo FSB i struktury MSW nie radzą sobie z prawdziwym terroryzmem. Przyzwyczaiły się do walki z nastolatkami uzbrojonymi w kubki z kawą. Walkę z prawdziwymi terrorystami uznają za zbyt niebezpieczną. Żołnierze Rosgwardii po usłyszeniu pierwszych strzałów w Crocus City Hall rzucili się do ucieczki. Narodowy Komitet Antyterrorystyczny bardziej zajmuje się dziecięcymi magazynami niż kwestią terroryzmu. 


W hali koncertowej, w momencie zamachu była grupka jednolicie ubranych kolesi, którzy zaczęli nagrywać masakrę zanim się ona zaczęła, a później zamykali drzwi ewakuacyjne. Jeden z nich został zidentyfikowany jako uczestnik późniejszego zatrzymania "terrorystów". 

Pewną anomalią była jednak śmierć w tym zamachu płka Timura Miasnikowa, oficera Specnazu GRU, który przyjechał tam z Ukrainy, a wcześniej walczył m.in. w... Tadżykistanie. Czyżby zlikwidowano tam niewygodnego świadka?

Ciekawym wątkiem tej sprawy jest również oświadczenie Łukaszenki, że to jego służby pomogły złapać "zamachowców", którym uniemożliwiono ucieczkę na... Białoruś. Czyżby owi "terroryści" byli bohaterami filmu "Zielona granica"? "Wpuście tych ludzi, później się ich sprawdzi!" - twierdziła kiedyś pewna (p)oślica.

Na Białorusi dzieje się ostatnio coś dziwnego. Mamy tam aż zbyt ostentacyjne przygotowania do wojny, takie jak wzmacnianie mostów prowadzących w stronę Litwy. Pułkownik Walery Sachaszczyk, były dowódca brygady Specnazu z Brześcia, a obecnie minister obrony w białoruskim rządzie na uchodźctwie twierdzi, że szykowany jest atak armii białoruskiej na Wilno. Jak czytamy:


"Na pewno nie wypowie wojny Litwie czy Polsce i nie wyruszy ze swoimi wojskami. Ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że Białoruś może zostać przyczółkiem, na którym żołnierz rosyjski postawi swój brudny but i wyruszy poprzez Białoruś na Litwę czy do Polski. Jestem w stanie dopuścić do siebie to, że Łukaszenko mówi szczerze, tak jak tuż przed inwazją Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. w rozmowie z ukraińskim dziennikarzem Dmytro Gordonem zapewniał, że nigdy z terytorium Białorusi nie dojdzie do agresji na Ukrainę. Wówczas też mógł mówić prawdę, bo Kreml mógł go nie poinformować o swoich planach. Stracił już podmiotowość. Przecież otwarcie się nie przyzna do tego, że Putin specjalnie się z nim nie liczy.

Kilka dni temu niezależne media białoruskie, powołując się na pana, pisały o możliwym uderzeniu Rosjan na Wilno. Skąd takie przekonanie?

Z moich źródeł wynika, że Rosja zbroi i mocno wyposaża wojska obrony radiacyjnej, chemicznej i biologicznej, które przez wiele lat były zaniedbane i nikt na nie specjalnie nie zwracał uwagi. Dzisiaj dostają nowy sprzęt i trenują pokonanie skażonych terenów. Z kolei na terenie Białorusi obecnie trwa remont mostów na drogach w kierunku Wilna. Chodzi o drogi, które prawie nie są wykorzystywane w celach gospodarczych. Po co to robią? Bo przydadzą się, gdy ruszą po nich kolumny wojsk. Poza tym obecne ćwiczenia sprawdzające gotowość bojową wojsk przeprowadzono tuż przy granicy z Litwą. Wcześniej takie rzeczy robiono na poligonach, tym razem z jakichś powodów musieli wyruszyć w kierunku granicy. Opieram się też na opiniach moich rozmówców z wewnątrz armii białoruskiej. Dla mnie są to niepokojące sygnały. Nie wykluczam więc takiego scenariusza. Nie mówię, że na pewno do tego dojdzie, ale trzeba mieć to na uwadze.

Ale czy rosyjska armia byłaby w stanie przeprowadzić taką operację podczas tak intensywnej wojny z Ukrainą?


Potencjał bojowy armii litewskiej nie jest duży. Putin nie musiałby zbyt mocno odciągać siły, bo w Ukrainie utknął w wojnie pozycyjnej. Ale może np. zdecydować się na użycie taktycznej broni jądrowej, co zszokowałoby mieszkańców Europy. Do tego mógłby ruszyć marszem na Wilno w celu np. zablokowania litewskiej stolicy. Wówczas postawiłby ultimatum i domagałby się m.in. przesunięcia granic NATO do stanu sprzed 1997 r. Jego lobbyści w Europie, którzy dostają od niego duże pieniądze, przekonują go, że Zachód wystraszy się i przyjmie jego warunki. Tak jak niegdyś Wiktor Medwedczuk (przed agresją Rosji lider prorosyjskich sił w Ukrainie – red.) zapewniał go, że rosyjskie wojska w Ukrainie będą witane kwiatami. Przez swoich agentów wpływu w UE jest przekonywany, że Polska, Niemcy i Francja nie będą bronić Litwy.

(koniec cytatu)



Baćkoszenka odstawia natomiast cyrk pojawiając się na naradach z generałami razem ze swoim białym pieskiem.  (Brakuje mu gejowskiego asystenta Murzyna, a byłby jak Mugatu z "Zoolandera".) Podczas tych narad papla przed kamerami o planach zaatakowania Przesmyku Suwalskiego. To podobne zachowanie jak wiosną 2022 r., gdy nagle pokazał się przed mapą pokazującą rosyjskie plany militarne wobec Ukrainy. Ulubiony dyktator Agnieszki Holland nie jest głupi i zdaje sobie sprawę z tego, że włączenie Białorusi do wojny będzie oznaczało koniec jego reżimu. Stara się więc sprawę sabotować. 

Europejskie służby wywiadowcze ostrzegają, że Rosja może przeprowadzić zamach na Białorusi, który miałby na celu włączenie jej do wojny. Tyle, że białoruskie służby są dużo bardziej kompetentne od rosyjskiego FSB. Przeprowadzenie zamachu wymagałoby więc zdrady ich najwyższego kierownictwa.

O tej przeszkodzie przy przeprowadzaniu zamachu pisał również Generał SWR. Według niego, Patruszew ma w planach ataki rakietowe przeciwko Mołdawii, operacje hybrydowe przeciwko Państwom Bałtyckim, zniszczenie Armenii jako państwa, a także zajęcie północnego Kazachstanu i w porozumieniu z Chinami zmianę państw Azji Środkowej w rosyjskie protektoraty. Co może tutaj pójść źle?

***

Jaka jest rola Polski w tej prometejskiej układance związanej z pewną frakcją w GRU?

O GRU i jego rzekomych powiązaniach na polskiej centroprawicy pieprzy jak potłuczony niejaki Tomasz Piątek. Ciekawe w jego pieprzeniu jest akurat to, że uznał on GRU właśnie za "tych złych", a jakoś pomija SWR i FSB.

Niejaki freeyourmind (czy raczej fuckyourmind), swego czasu bloger piszący o zamachu w Smoleńsku, później dokonujący wolty i propagujący wśród swoich upośledzonych umysłowo fanów idiotyczną historyjkę, o tym, że zamiast zamachu była "inscenizacja" (polską delegację zabito na lotnisku na Okęciu, a szczątki Tupolewa rozrzucono pod smoleńskim lotniskiem z samolotu), twierdził, że 10 kwietnia 2010 r. Tussk i Putin zapobiegli III wojnie światowej, którą chcieli za pomocą "inscenizacji zamachu" wywołać GRU wspólnie z... Macierewiczem. Ciekawe, że obsadził on rolę podobnie jak Piątek...

Za pierwszego Tusska, po Smoleńsku, polskojęzyczna SKW podpisywała porozumienia z FSB.   Pomijając kwestię zasadności takich porozumień, warto zwrócić uwagę na pewną anomalię: to, że były one zawierane pomiędzy polskojęzyczną służbą wojskową i rosyjską służbą cywilną, a nie pomiędzy dwiema służbami wojskowymi. FSB jest sukcesorką KGB i w swojej misji ma też pilnowanie "bliskiej zagranicy", za którą wciąż jest uznawana na Łubiance Polska. To, że ówczesne kierownictwo SKW zdecydowało się na współpracę z FSB było więc niejako aktem lokajstwa, wynikającego z wielopokoleniowego przyzwyczajenia do lojalności wobec Moskwy.

Obecnie ci sami ludzie zostali znów wpuszczeni do SKW, na stanowiska kierownicze, przez Prosiniaka. Zyskali oni w ten sposób możliwość "meblowania" kadr dowódczych Wojska Polskiego. Sprawa odwołania generał Gromadzińskiego z dowództwa Eurokorpusu jest pierwszym tego typu krokiem. Mamy zagraniem certyfikatem dostępu do informacji niejawnych połączonym z prymitywną wrzutką, o tym, że generał rzekomo "obrażał sojuszników". To podobnie oczywista wrzutka jak typowo ubecka historyjka o tym, że ks. Michała Olszewskiego aresztowano, gdy był w hotelu z kobietą.

Pytanie zasadnicze: czy doczekamy się kontry ze strony "prometejskiej" frakcji w GRU przeciwko stronnikom FSB nad Wisłą?

***

Szlachetny wolontariusz z Polski udał się na nie naszą wojnę do Strefy Gazy, by z dobroci serca karmić tamtejszych uchodźców. Wraz z sześcioma innymi wolontariuszami został zabity przez wojska izraelskie, które precyzyjnie ostrzelały rakietami konwój humanitarny wiedząc, że jest on celem w 100 procentach cywilnym. Doszło do oczywistej zbrodni wojennej - nie wiadomo tylko, czy była ona skutkiem głupoty na niższym czy na wyższym szczeblu dowodzenia. (Piszę o głupocie, bo ta sprawa w oczywisty sposób zaszkodziła Izraelowi.) Większy szok od tej masakry wywołało jednak zupełnie kretyńskie zachowania putinowskiego Sowieta będącego ambasadorem Izraela w Warszawie (nazywanego już złośliwie "najlepszym ambasadorem Palestyny"). Towarzysz ambasador obalił utrzymujący się w polskiej tradycji mit o sprytnych i mądrych Żydach - pokazał, że Żyd może być totalnym kretynem i że może dostać wysokie stanowisko dzięki innym kretynom zatrudnionym w izraelskim MSZ. Oczywiście nie chcemy, by ambasadorami w Warszawie byli tacy debile. Więc koleś powinien wylecieć na kopach z Polski. Niestety nie wyleciał. Ciekawe, czy na uroczystościach rocznicy powstania w getcie warszawskim jakiś aktywista/aktywistka/aktywiszcze obleje go czerwoną farbą, świńską krwią tudzież gnojowicą? A może odpali mu w twarz gaśnicę proszkową? Bynajmniej nie wzywam do popełniania takich karygodnych naruszeń Konwencji Wiedeńskiej. Ja tylko pytam, czy jakiś krewki aktywista/ka/szcze na coś takiego się odważy? Gershom Braun?



sobota, 23 marca 2024

Rosja wygrywa z Rosją

 


Powyżej: Zidentyfikowano trzech pierwszych sprawców zamachu w Krasnogorsku.

Moją pierwszą reakcją na zamach na salę koncertową Crocus w Krasnogorsku pod Moskwą była myśl: "Coś im musiało nie stykać w prawdziwych wynikach wyborów prezydenckich... Zapewne oskarżą o to Rosyjski Korpus Ochotniczy".

Tak się akurat składa, że od ponad tygodnia w obwodach biełgorodzkim i kurskim walczą grupy dywersyjne takich okrytych chwałą jednostek jak Rosyjski Korpus Ochotniczy, Legion Wolna Rosja i Batalion Syberia. Pierwszego dnia tej operacji kremlowska propaganda twierdziła, że "wszystkich dywersantów zabito na granicy", ale dziwnym trafem donosi wciąż o "zwycięskich walkach" przeciwko nim. Sami rosyjscy ochotnicy wrzucają do netu fotki pokazujące ich obecność w różnych miejscowościach zaatakowanych regionów, a Rusnia nagle postanowiła ewakuować z obszarów przygranicznych 9 tys. osób. Można się więc domyślać, że rosyjska inwazja na Rosję nie została powstrzymana przez siły podległe Kremlowi.

Zapijaczony żul i zarazem dwunożny kawałek gówna Miedwiediew rzeczywiście obwinił "reżim kijowski" za wczorajszy zamach, a FSB twierdziła, że sprawcy "mieli kontakty na Ukrainie". Oczywiście ledwo co ich złapała. Do scenariusza przewidującego atak "ukraińskich faszystów" na teatr (czyli do mutacji scenariusza znanego z prowokacji na Dubrowce) kremlowska propaganda już dawna Moskali przygotowywała. Rosyjskie opozycyjne portale pisały natomiast o szykowanej nowej fali mobilizacji, w ramach której ma zostać powołanych 300 tys. osób. 

ALE...

"Putin" miał w piątek w nocy wystąpić z orędziem. Nie wystąpił. Nie miał więc z góry przygotowanej wersji propagandowej. 

Niedawno zapewniał on, że "nie będzie żadnych zamachów terrorystycznych w Moskwie". Oficjalnie zidentyfikowani sprawcy pochodzili z Tadżykistanu. Ledwo co, bo w zeszłym miesiącu, "Putin" spotkał się z tadżyckim prezydentem i zapewniał o wspaniałej współpracy z nim. Oczywiście to polityka Putina otworzyła szeroko drzwi do Rosji dla wszelkiego rodzaju imigrantów z Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu i Afryki. Oczywiście część z tych imigrantów razem z Baćkoszenką i różnymi polskojęzycznymi agentami oraz pożytecznymi idiotami próbowała przerzucać przez naszą granicę. Karma więc wraca...

Co więcej FSB pozwalała rosyjskim muzułmanom jeździć do Syrii, by zasilać szeregi Państwa Islamskiego. A później pozwalała im wracać do Rosji. Oczywiście miała cały czas przeświadczenie o tym, że kontroluje sytuację. Tymczasem była zbyt zajęta ściganiem zwolenników Nawalnego oraz organizowaniem gejowskich orgii, by zajmować się islamskimi fundamentalistami. 

Do zamachu jakoby rzekomo przyznała się organizacja ISIS-K (czyli Państwo Islamskie Chorezmu), która jak dotąd walczyła głównie przeciwko talibom oraz Iranowi. To ona dokonała niedawnego zamachu na uroczystościach upamiętniających irańskiego gen. Sulejmaniego - w odwecie za który popierdoleni Irańczycy zbombardowali... iracki Kurdystan i Pakistan. 

Tak się akurat złożyło, że kilka tygodni temu amerykańskie tajne służby ostrzegły FSB, że ISIS-K szykuje zamachy w Moskwie, w tym na koncerty. FSB olała to ostrzeżenie, wobec czego Amerykanie wydali komunikat, w którym wzywali swoich obywateli, by unikali w Moskwie miejsc, w których zbierają się tłumy. Twitterowi analitycy pisali wówczas: "Ciekawe, czy rzeczywiście dojdzie do pierwszego ataku ISIS-K w Rosji."

Jurij Felsztyński twierdzi, że zanim Amerykanie ostrzegli Rosję przed zamachem szykowanym przez ISIS, FSB twierdziła, że Ukraińcy i NATO przygotowują zamach w Moskwie. To dało pewność Amerykanom, że sama FSB szykuje prowokację, więc zdecydowali się na ruch uprzedzający: publiczne ostrzeżenie przed zamachem w rosyjskiej stolicy. Takie to wielopiętrowe rozgrywki służb...

W nadchodzących dniach będziemy zapewne świadkami tego jak kremlowska propaganda będzie dokonywała fikołków i łamańców logicznych, by wykazać, że terroryści z Tadżykistanu byli powiązani z Czeczenami, Rosyjskim Korpusem Ochotnicznym, Nawalnym, ukraińskim wywiadem wojskowym, służbami specjalnymi Litwy, Rumunii, Polski, Francji, Wielkiej Brytanii oraz USA. 

Zachowanie cwelotrolli z Olgino jest równie przewidywalne. Będą pisać, że ISIS=CIA, Mossad i "banderowcy". Z góry więc ostrzegam: DARUJCIE SOBIE, BO JUŻ WIEMY, CO NAPISZECIE. NIECH NIKT NIE ODPOWIADA NA SPAMUJĄCE KOMENTARZE, BO BĘDĄ ONE USUWANE. Może tylko co głupsze zostawię, by się z nich pośmiać.

***

Ktoś w komentarzach pod poprzednim wpisem narzekał, że nie piszę ostatnio nic o wojnie w Strefie Gazy. A co mam pisać? Konflikt trwa już ponad pięć miesięcy. W jego trakcie Izrael zgruzował i zajął ponad dwie trzecie Strefy Gazy. Walki były monotonne i mało spektakularne, a z pola bitwy wyciekało niewiele filmów. Straty poniesione przez wojsko izraelskie przekroczyły 600 zabitych, więc można je uznać za "akceptowalne". Nie udało się jednak całkowicie zniszczyć Hamasu, pomimo zabicia części jego dowódców. Hamas ponownie przejmował kontrolę nad gruzowiskami opuszczanymi przez wojska izraelskie. Znaczna większość zakładników wciąż znajduje się w rękach Hamasu. Tych, których uwolniono, odzyskano głównie w wyniku negocjacji. Palestyńska ludność cywilna poniosła ciężkie straty, ale zapewne sporo mniejsze od tych podawanych oficjalnie. Te oficjalne są na pewno lipne - liczba zabitych rośnie tam zgodnie z algorytmem, niezależnie od tego czy danego dnia toczą się walki czy nie.  Bidenowi nie udało się obalić Netanjahu, ale Netanjahu wraz z Saudyjczykami nie może się doczekać obalenia Bidena, który traci poparcie z powodu swojego proizraelskiego stanowiska. Ogólnie większość rządów arabskich po cichu cieszy się z tego, że Izrael niszczy proirański Hamas.

Ogólnie: wojna Izraela z Hamasem nie jest naszą wojną i żadna z jej stron nie zasługuje na to, by jej kibicować. To jak obserwowanie walki gangów-kanibali na Haiti. Oczywiście w Europie Zachodniej się tym mocno ekscytują starciem bliskowschodnich plemion. No, ale skoro burmistrzem Londynu i premierem Szkocji są Pakistańczycy, a premierem Wielkiej Brytanii Hindus, no to trudno się dziwić, że czują się związani emocjonalnie z tym shitholem...

***

Nie wiem, czy w przyszłym tygodniu będę miał czas zrobić wpis, więc tradycyjnie życzę Szanownym Czytelnikom Wesołych Świąt Wielkanocnych!



sobota, 16 marca 2024

75 lat NATO

 


Wielu idiotów na Zachodzie dopytuje się: "Dlaczego NATO nie rozwiązało się po 1991 r. tak jak Układ Warszawski?" . Odpowiadam im więc: bo Układ Warszawski był totalnie podporządkowaną ZSRR organizacją wojskową dążącą do wywołania nuklearnej III wojny światowej, która nie spełniła swojego zadania, bo przegrała Zimną Wojnę. Wraz z bankructwem polityczno-gospodarczym Sowietów, skończył się też sens istnienia Układu Warszawskiego. NATO było natomiast stroną zwycięską w Zimnej Wojnie. Co więcej jego format - dosyć luźnej organizacji politycznej o celu obronnym - pozwolił mu na dostosowanie się do wyzwań postzimnowojennych. To, że szereg państw naszego regionu tak ochoczo dążyło do NATO w następnych dekadach jest chyba najlepszym dowodem na potrzebę istnienia takiej organizacji. Pchała je tam nie tylko obawa przed przyszłą recydywą rosyjskiego imperializmu, ale również drastyczne obrazki z licznych konfliktów w przestrzeni postsowieckiej i na Bałkanach. 

Rusnia często bóldupi, że "Zachód złamał przyrzeczenie", że nie będzie rozszerzał NATO na wschód. Takiego przyrzeczenia nie ma jednak w żadnym traktacie, ani innym akcie politycznym. Pojawiło się jedynie w rozmowie amerykańskiego sekretarza stanu Jamesa Bakera z Gorbaczowem w 1990 r. Ta luźna polityczna deklaracja była więc składana głowie państwa, które już nie istnieje. Narrację o tym jak NATO rozszerzało się wbrew Rosji również można potłuc o kant dupy, gdyż tak naprawdę zachodni przywódcy byli wówczas wobec Kremla mocno asekuranccy. O czym świadczyło choćby włączenie Rosji do współpracy z NATO w ramach Partnerstwa dla Pokoju i akt Rosja-NATO sprawiający, że państwa naszego regionu stały się na dwie dekady członkami sojuszu drugiej kategorii. 

Rassija w swojej propagandzie przedstawia NATO jako organizację agresywną stanowiącą dla niej ogromne zagrożenie militarne. (Ruska trollownia zaśmieca net nawet mapkami pokazującymi, że złowrogie NATO umieściło swoje bazy w... Kazachstanie i Korei Płn.)  Tym tłumaczy dlaczego napadła na Gruzję i Ukrainę - czyli na kraje nie nalężące do NATO i nie mające nawet szans przystąpienia do tej organizacji. Jak słusznie zauważyli jednak Michał Fiszer i Jerzy Gruszczyński, w swojej książce "Wojna w Ukrainie. Doświadczenia dla Polski", NATO jest organizacją polityczną, w której decyzje wymagają jednomyślności. Trudno sobie wyobrazić, by JEDNOMYŚLNIE podjęto tam decyzję o ataku na Rosję - zawsze znalazłoby się parę krajów, które by ją zawetowały, choćby Niemcy czy Węgry. Z tego samego powodu użycie Artykułu 5-go, mówiącego o kolektywnej obronie, nie oznacza tego, że NATO rzuci wszystko co ma do pomocy napadniętemu krajowi. Nie, to oznacza po prostu, że zbierze się odpowiednie gremium polityczne i zastanowi się, co robić dalej.

(Ale przecież NATO napadło na Jugosławię! - odezwą się onucowcy. Tak, ale wówczas doszło do jednomyślnej decyzji w sprawie bombardowań resztek Jugosławii, bo Miloszewicz tak sobie u wszystkich nagrabił. Serbia była izolowana dyplomatycznie a pod względem militarnym stanowiła drugoligowego gracza. Decyzji o jej zbombardowaniu nie towarzyszyły więc większe kontrowersje. Ponadto była to de facto jedyna agresywna wojna w całej 75-letniej historii NATO. Porównajcie to choćby z ilością wojen wywołanych przez Rosję w ostatnich trzech dekadach.)

W historyjki o tym, że NATO szykowało się do ataku na niepokalaną Rassiję mogą wierzyć jedynie milicyjno-esbeccy weterani akcji "Hiacynt" oraz inni debile o IQ klocka spuszczonego w kiblu. Państwa Europy Zachodniej należące do NATO przecież przez ostatnie trzy dekady się rozbrajały, doprowadzając swoje armię do żałosnego stanu. Bundeswehra, będąca niegdyś filarem NATO, stała się pośmiewiskiem. Wielka Brytania ma najmniejszą armię lądową od XVIII wieku. Francja jest zdolna wysłać na wojnę ledwie parę batalionów (no ale, przynajmniej ma broń jądrową). Takie rozbrojenie świadczy tylko o jednym: państwa Europy Zachodniej przestały w ostatnich trzech dekadach myśleć o ryzyku wojny konwencjonalnej, a przestawiały swoje armię na misje policyjne w Trzecim Świecie, tudzież różne akcje przeciwpowodziowe i wykopki. Za rządów pierwszego Tusska ten sam model był wprowadzany u nas przez ministrów Klicha, Siemoniaka oraz różnych gejnerałów Różańskich. 

Po rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę pojawił się istny zalew deklaracji zachodnioeuropejskich polityków o tym, jak poważnie będą teraz oni podchodzić do kwestii obronności i jak szybko będą nadrabiać wieloletnie zaległości w tym zakresie. Jak na razie sprowadza się to głównie do księgowej ekwilibrystki i planów stworzenia nowej nadbudowy biurokratycznej w postaci wspólnej polityki zbrojeniowej UE. W praktyce są jednak tworzone plany dalszego... rozbrojenia Europy. Takim planem jest choćby analiza poświęcona "ekologicznym armiom" stworzona przez departament badań i analiz Sekretariatu Generalnego Rady Unii Europejskiej. Mówi on m.in., by zamiast wydawać pieniądze na nowe uzbrojenie, przeznaczać środki na zeroemisyjność koszar. Należy również zrezygnować z prowadzenia manewrów - zastąpić je szkoleniami w symulatorach oraz wyposażać żołnierzy w biodegradowalny sprzęt. 

Tego typu euro-kretynizmy są naturalną konsekwencją tego, że liberalna demokracja, to ustrój który sam się z czasem degeneruje, przechodząc w plutokrację lub nawet idiokrację. Degeneruje się on natomiast, bo jest on otwarty na różnego rodzaju pasożyty chcące wykorzystać jej słabości na swoją korzyść. Zapewne NATO działałoby o wiele lepiej gdyby było związkiem państw faszystowskich. Paradoksalnie jednak wiele państw Zachodu stało się już krajami quasi-faszystowskimi - w sensie silnych tendencji statolatrycznych. Ich statolatria jednak opiera się nie na armii, tylko na biurokracji oraz jest programowo wyprana z wszelkich nacjonalizmów. Polega na tym, że obywatele mają wykonywać nawet najgłupsze pomysły plutokratów i biurokratów - choćby różne polityki zeroemisyjności czy przyjmowania nachodźców z Trzeciego Świata - a jak się sprzeciwiają, to są przedstawiani jako "warchoły", "faszyści" czy "rasiści". (Obywatele więc autentycznie boją się aparatu biurokratycznego swoich państw.) W tym sensie agresywna Rassija jest tym rozlazłym biurokratom i ultrabogatym cwaniczkom potrzebna. Zachowując się w sferze międzynarodowej i wewnętrznej jak pijany żul jest ona odbierana powszechnie jako zagrożenie. Plutokracja i biurokracja nie traktuje go jako zagrożenia poważnego (no bo to przecież tylko pijany żul), ale zyskuje ważną broń propagandową. Może powiedzieć, za Tomaszem Piątkiem tudzież innym totalnym kretynem: jeśli nie podoba się wam nasza kretyńska polityka, to służycie Putinowi. W praktyce jest zupełnie odwrotnie.

Można więc powiedzieć: ROSJA TO PŁATNA KURWA LIBERALNEJ PLUTOKRACJI.

3,2,1... Ból dupy milicyjno-esbeckich onucowców w komentarzach większy niż podczas akcji "Hiacynt"...


Ps. Polecam wspomnianą książkę Michała Fiszera i Jerzego Gruszczyńskiego "Wojna w Ukrainie. Doświadczenia dla Polski". W bardzo przystępny sposób tłumaczone są tam cywilom różne militarne aspekty tego konfliktu. 

sobota, 9 marca 2024

Sumienie Hioba - opowieść o ks. Stefańskim (zamiast wpisu)

 Dzisiaj nie chcę mi się robić normalnego wpisu. Mam urodziny, a wczoraj bawiłem się z tej okazji do drugiej w nocy. Ponadto, na kilka godzin przed imprezą miałem przesyt w pisaniu. (Przy realizacji projektu, który mam nadzieję wyda owoce już za kilka miesięcy.) Zamiast produkować się dzisiaj z analizami strategicznymi lub historycznymi, lekko wypromuję film dokumentalny zrobiony przez mojego kolegę. "Sumienie Hioba. Rzecz o ks. Bolesławie Stefańskim", to opowieść o jedynym dowódcy oddziału Wyklętych (ROAK) będącym jednocześnie księdzem katolickim. Niestety to historia bez happy endu. Warto ją jednak poznać.


sobota, 2 marca 2024

Macron mieli ozorem jak gejnerał Skrzypczak

 


 A teraz wskażcie na tej mapie Awdijewkę...

Wypowiedź Macrona dotycząca wysłania wojsk NATO na Ukrainę została oceniona przez ekspertów jednoznacznie - jako sabotaż. Francuski prezydent nie stał się nagle bojowy. On po prostu wspomógł rosyjską propagandę i przy okazji zasabotował debatę dotyczą wysłania na Ukrainę bardziej ofensywnej broni takiej jak pociski Taurus. Choć wewnątrz NATO może toczyć się dyskusja na temat różnych planów ewentualnościowych (pomysły wysłania sił pokojowych NATO pojawiły się przecież już w marcu 2023 r.) , to takich rzeczy nie powinno mówić się publicznie. Chyba, że chce się dokonać sabotażu.

Nie mam wątpliwości, co do intencji Macrona, po tym jak podobnej wrzutki dokonał znany onucowiec - niemiecki kanclerz Stolec. Palnął on, że brytyjscy żołnierze pomagają Ukrom odpalać rakiety Storm Shadow. Jednocześnie do Russia Today wyciekła rozmowa oficerów Bundeswehry rozważających to jak rakiety Taurus mogą zostać wykorzystane go ataku na Most Krymski. Jak nie trudno się domyślić, przecieku dokonali zapewne sami Niemcy.

Kolejnym groźbom "Putina" mówiący o użyciu broni jądrowej przeciwko wojskom NATO na Ukrainie, towarzyszył zaś wyciek do fabiańskiego "Financial Timesa" rzekomych rosyjskich dokumentów z lat 2008-2014 opisujących warunki użycia taktycznej broni jądrowej w wyniku... chińskiej inwazji. Przewidują oni użycie tej broni po utracie przez Rassiję 20 proc. okrętów podwodnych lub trzech lotnisk. Oczywistym jest to, że Rusnia sama dokonała tego przecieku, by postraszyć Zachód.

Romuald Szeremietiew stwierdził:

"Są dwa scenariusze: mianowicie że prezydent Francji, mówiąc dosadnie, chlapnął coś, nie zastanawiając się za bardzo nad wagą tych słów, ale są też i tacy, którzy podejrzewają, że mamy do czynienia z próbą stworzenia alibi dla wymuszania na Ukrainie, żeby się poddała i przystąpiła do negocjacji z Rosją. Jak widać, propozycja rzucona przez Emmanuela Macrona o wysłaniu na Ukrainę armii nie znalazła uznania i poparcia innych państw Unii Europejskiej, co więcej, stanowczo wobec tego planu sprzeciwiły się Niemcy. Są też i tacy, którzy twierdzą, że Macron zrobił to, żeby powiedzieć, że chciał pomóc Ukrainie, ale skoro nikt nie chce się przyłączyć do tego projektu, to nie ma wyjścia, dlatego muszą zostać podjęte rozmowy pokojowe."

(koniec cytatu)

Obecna bojowość różnych Macronów  może więc po prostu przykrywać to, że chcą oni wymusić na Ukrainie rozejm, czemu służy dozowanie jej broni i amunicji. Nie mogą powiedzieć wprost, że chcą zamrożenia konfliktu, by nie narażać się opinii publicznej. Pamiętajmy również, że zależy im na zastąpieniu NATO przez jakąś mgławicową ekologiczną armię europejską. Wszelkie ich deklaracje powinny więc być traktowane z najwyższą podejrzliwością.

Jak można się spodziewać podczas tej perfidnej gry pojawią się różne wrzutki. Choćby o tym, że Polska chce wysłać własne wojska na Ukrainę. Wystarczy krótka wzmianka o tym na jakimś niszowym indyjskim czy greckim portaliku i podjęcie tej wrzutki przez niszowy polski portalik i jakiegoś zjeba z YouTube'a, by wywołać wśród naszych onucowców wzmożenie (m)oralne. Ja przy takich wrzutkach ziewam, bo pamiętam jak greckie portaliki pisały, że nasza 16 Dywizja Zmechanizowana walczy pod Bachmutem oraz to jak po likwidacji gen. Sulejmaniego duponarodowcy panikowali, że rychło znajdą się w okopach pod Teheranem.

Zadziwiająco rozsądnie wypowiada się w tej sprawie Kurak:


"Nikt Was nie będzie pytał, czy chcecie, czy nie chcecie wojny. Dlatego nie ma nic durniejszego do powiedzenia w kwestii wojny niż "na żadnej wojnie nie będą umierał". To jest zaproszenie dla wojny. Nie wiem co się dzieje, ale nagle pół Polski pierdzi takimi truizmami, nie zdając sobie sprawy, jak tym "ociepla klimat" wojenny."

oraz

"Skrajną głupotą byłoby nie dostarczanie Ukrainie amunicji do dalszej walki z Ruskimi. Nie ma i nie będzie większych gwarancji bezpieczeństwa dla Polski na granicy wschodniej niż Rusini napieprzający się między sobą."

a także:

"Okazuje się też, że narodowcy mają nową definicję Polski i Ojczyzny, generalnie jest to chujnia żydowska i kołchoz europejski. Jako zwykły Polak sądziłem i sądzę, że Polska to 1000 lat tradycji, wysiłku i krwi naszych przodków, moja rodzina, mój dom, rodziny i domy moich polskich sąsiadów, ale pewnie za mało jestem narodowy, bo jeszcze nic o strasznych podatkach i ZUS nie napisałem."

(koniec cytatu)

Ja natomiast pamiętam jak w pierwszej połowie zeszłej dekady poruszanie na tym blogu pewnych tematów wywoływało potężny ból dupy o różnych idiotów. Dostawali krwawej sraczki nie tylko z powodu pisania źle o Rosji oraz Iranie, czy też wskazywaniu, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Pamiętam, że mieli nawet ból dupy z powodu pisania o dokonaniach dawnych piłsudczykó9w, Żołnierzy Wyklętych czy nawet o roli porucznika Palucha w wywołaniu Powstania Wielkopolskiego. Pisali, że "chce szczuć młodzież, by szła z butelkami benzyny na ruskie czołgi". Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, traktowali ten niszowy, hobbystyczny blog jako zagrożenie. Ciekawe czy jestem na jakiejś liście proskrypcyjnej?

Zastanawiałem się dlaczego tak bóldupią, ale teraz rozumiem, że dla Rosji (i nie tylko dla niej) największym zagrożeniem jest jeśli naród będący celem potencjalnej agresji ma silną, nacjonalistyczną tożsamość. Rosja nigdy nie zaatakuje państwa silnego takiego jak USA, Japonia czy choćby Finlandia. Będzie atakowała w pierwszej kolejności kraje małe - takie jak Gruzja, Mołdowa czy Estonia - by przypadkiem z nimi nie przegrać. Będzie atakowała też kraje, które uznaje za rozłożone od wewnątrz i pozbawione tożsamości - i zdecydowała się zaatakować Ukrainę bo za taki kraj ją uważała. (To mocno kontrastowało jednak z jej propagandą mówiącą, że Ukry - nawet rosyjskojęzyczne i wywodzące się z mniejszości narodowych - to krwiożerczy banderowcy.) To czy zaatakuje Polskę będzie zależało nie tyle od tego ile będziemy mieć czołgów i samolotów, ile od tego czy będzie nas postrzegała za naród silny, bojowy i nastawiony nacjonalistycznie czy za bandę rozmemłanych ciot i debili. Internetowe jojczenie w stylu "nie damy się wciągać w wojnę!", zwiększa więc prawdopodobieństwo tego, że wojna do nas w końcu dotrze.

***

Zajrzałem do "Military Balance 2024", co on mówi o ilości uzbrojenia, które posiadają Rosja i Ukraina. 

Wynika z niego, że w przypadku czołgów u Rosji wygląda to następująco:

MBT 1,750: 30 T-55A; 200 T-62M/MV; 100 T-64A/BV;
300 T-72A/AV/B/BA; 650 T-72B3/B3M; 150 T-80BV/U;
100 T-80BVM; 100 T-90A; 120 T-90M; (up to 4,000
T-55A/T-62M/T-62MV/T-72/T-72A/T-72B/T-80B/T-80BV/
T-80U/T-90/T-90A in store)
TSV ε8 BMPT

W przypadku dział samobieżnych:

SP 1,583: 122mm 130 2S1 Gvozdika; 152mm 1,328+: 600
2S3/2S3M Akatsiya; 120 2S5 Giatsint-S; 300 2S19/2S19M1
Msta-S; 300 2S19M2/2S33 Msta-SM; 8 2S35 Koalitsiya-SV
(in test); some 2S43 Malva; 203mm 125: 50 2S7M Malka;
75 2S7 Pion; (3,610 in store: 122mm 1,800 2S1 Gvozdika;
152mm 1,650: 750 2S3 Akatsiya; 750 2S5 Giatsint-S; 150
2S19 Msta-S; 203mm 160 2S7 Pion)

A samolotów:

AIRCRAFT 1,169 combat capable
BBR 129: 57 Tu-22M3 Backfire C; 1 Tu-22MR Backfire† (1
in overhaul); 31 Tu-95MS Bear; 27 Tu-95MS mod Bear;
6 Tu-160 Blackjack; 7 Tu-160 mod Blackjack; (3 Tu-160M
Blackjack in test)
FTR 188: 70 MiG-29/MiG-29UB Fulcrum; 88 MiG-31BM
Foxhound C; 12 Su-27 Flanker B; 18 Su-27UB Flanker C
FGA 433+: 14 MiG-29SMT Fulcrum; 2 MiG-29UBT
Fulcrum; 47 Su-27SM Flanker J; 24 Su-27SM3 Flanker;
19 Su-30M2 Flanker G; ε80 Su-30SM Flanker H; 102 Su-
34 Fullback; ε22 Su-34 mod Fullback; 111 Su-35S Flanker
M; 12+ Su-57 Felon; (4 MiG-35S Fulcrum; 2 MiG-35UB
Fulcrum in test)
ATK 257: ε24 MiG-31K; 68 Su-24M/M2 Fencer; 40 Su-
25 Frogfoot; ε110 Su-25SM/SM3 Frogfoot; 15 Su-25UB
Frogfoot
ISR 58: 4 An-30 Clank; up to 50 Su-24MR Fencer*; 2 Tu-
214ON; 2 Tu-214R
EW 3 Il-22PP Mute
ELINT 14 Il-20M Coot A
AEW&C 10: 2 A-50 Mainstay; 8 A-50U Mainstay
C2 24: 5 Il-22 Coot B; 11 Il-22M Coot B; 2 Il-80 Maxdome; 1
Il-82; 4 Tu-214SR; 1 Tu-214PU-SBUS
TKR 15: 5 Il-78 Midas; 10 Il-78M Midas
TPT 427: Heavy 126: 10 An-124 Condor; 4 An-22 Cock; 94
Il-76MD Candid; 3 Il-76MD-M Candid; 15 Il-76MD-90A
Candid; Medium 45 An-12BK Cub; Light 224: ε113 An-
26 Curl; 25 An-72 Coaler; 5 An-140; 27 L-410; 54 Tu-134
Crusty; PAX 32: 15 An-148-100E; 17 Tu-154 Careless
TRG 234: 35 DA42T; 87 L-39 Albatros; 112 Yak-130
Mitten*

do tego trzeba dodać lotnictwo morskie:

AIRCRAFT 208 combat capable
FTR 65: 9 MiG-31B/BS Foxhound; 21 MiG-31BM
Foxhound C; 17 Su-33 Flanker D; 18 Su-27/Su-27UB
Flanker
FGA 48: 19 MiG-29KR Fulcrum; 3 MiG-29KUBR
Fulcrum; up to 18 Su-30SM Flanker H; 8+ Su-30SM2
Flanker H
ATK 35: up to 30 Su-24M Fencer; 5 Su-25UTG Frogfoot
(trg role)
ASW 44: 12 Tu-142MK/MZ Bear F; 10 Tu-142MR Bear J
(comms); 15 Il-38 May; 7 Il-38N May
MP 7: 6 Be-12PS Mail*; 1 Il-18D
ISR 10 Su-24MR Fencer E*
SAR 4: 3 An-12PS Cub; 1 Be-200ES
ELINT 4: 2 Il-20RT Coot A; 2 Il-22 Coot B
TPT 49: Medium 2 An-12BK Cub; Light 45: 1 An-
24RV Coke; 24 An-26 Curl; 6 An-72 Coaler; 4 An-140; 9
Tu-134; 1 Tu-134UBL; PAX 2 Tu-154M Careless
TRG 4 L-39 Albatros

Po stronie ukraińskiej wygląda to natomiast następująco w przypadku czołgów:

MBT 937: 20 Leopard 1A5/1A5BE; 60 Leopard 2A4/2A5
(Strv 122)/2A6; 26 M-55S; 26 PT-91 Twardy; some T-62M/
MV; 200 T-64BM/BV/BV mod 2017; 520 T-72AMT/AV/
AV mod 2021/B1/B3/EA/M1/M1R; 80 T-80BV/BVM/U/
UK; some T-90A; 5 T-84 Oplot

dział samobieżnych:

SP 566: 122mm 125 2S1 Gvozdika; 152mm 167+: 120 2S3
Akatsiya; some 2S5 Giatsint-S; 35 2S19 Msta-S; some
Dana-M2; 12 M-77 Dana; 155mm 254: 4 2S22 Bohdana; 8
Archer; 20 AS90; 26 CAESAR 6×6; 17 CAESAR 8×8; 53
Krab; 90 M109A3GN/A4/A5Oe/A6/L; 28 PzH 2000; 8
Zuzana-2; 203mm 20 2S7 Pion

i samolotów:

AIRCRAFT 78 combat capable
FTR 49: ε24 MiG-29 Fulcrum; ε25 Su-27 Flanker B
ATK 21: ε5 Su-24M Fencer D; ε16 Su-25 Frogfoot
ISR 11: 3 An-30 Clank; ε8 Su-24MR Fencer E*
TPT 22: Heavy (7 Il-76 Candid non-operational);
Medium 1 An-70; Light ε21: 3 An-24 Coke; ε17 An-26
Curl; 1 Tu-134 Crusty
TRG ε29 L-39 Albatros

Widać więc topnienie ilości rosyjskiego sprzętu pancernego. Jednocześnie Rosja zachowuje dużą przewagę w powietrzu - i aż dziw bierze, że nie potrafi jej wykorzystać. Rosyjskie samoloty, podobnie jak w czasie drugiej wojny światowej, nie wychylają się poza linię frontu.  Kampanie bombowe są natomiast planowane w sposób amatorski. Rosyjskie samoloty spadają nawet daleko od linii frontu - rażone przez ukraińskie rakiety lub własną obronę przeciwlotniczą. Dla rosyjskich sił powietrznych (podobnie jak dla marynarki wojennej) ta wojna jest straszliwą kompromitacją. 

sobota, 24 lutego 2024

Dwa lata j**ania Rassiji

 


Najbardziej niedocenioną wiadomością mijającego tygodnia jest śmierć Iwana Sieczina, 35-letniego syna Igora Sieczina. Igor Sieczin to szef koncernu Rosnieft, a wcześniej  potężny wicepremier w rosyjskim rządzie, odpowiedzialny za sprawy energetyczne. Sieczin to jeden z filarów frakcji siłowików, oficer sowieckich służb specjalnych (tłumacz w Mozambiku), a przy tym kumpel Putina jeszcze z merostwa w Sankt Petersburgu. I nagle syn kogoś tak wpływowego umiera z powodu "oderwania zakrzepu krwi" (czyli tego samego, na co oficjalnie miał umrzeć Nawalny). Sieczin zakazuje po tym Komitetowi Śledczemu prowadzenia dochodzenia w sprawie jego syna. Przekaz jest wyraźny: jeśli zabili syna Sieczina, to nikt nie jest bezpieczny. Wszyscy mają podporządkować się Patruszewowi.

Dziwny zgon przydarzył się również jednemu z Z-przegrywów, blogerowi militarnemu Andriejowi "Murzowi" Morozowowi, współpracownikowi Girkina. "Popełnił on samobójstwo" tuż po tym jak zamieścił wpis, w którym ujawnił straty rosyjskie w bitwie o Awdijewkę, czyli miasto mające przed wojną podobną liczbę mieszkańców co Mława. Podczas wielomiesięcznych starć, świniorosy straciły tam 16 tys. zabitych. 

Jeśli chodzi o straty, to wczoraj Ukrom udało się zestrzelić kolejnego A-50 Beriewa, czyli rosyjską wersję AWACSa. W styczniu zestrzelony został inny Beriew, a wcześniej jedna maszyna tego typu została uszkodzona za pomocą eksplodującego drona na lotnisku pod Mińskiem. Przed wojną Rusnia miała ich 10. Ogólnie przez dwa lata wojny wizualnie potwierdzono utratę m.in. 105 rosyjskich samolotów, 135 śmigłowców, 2754 czołgów, 679 dział samobieżnych, 350 wieloprowadnicowych wyrzutni rakiet i 20 okrętów. (Dla porównania: potwierdzone ukraińskie straty w sprzęcie, ukraińskie twierdzenia dotyczące rosyjskich strat, rosyjskie twierdzenia dotyczące ukraińskich strat - w końcówce komunikatu). Jeśli chodzi o straty w ludziach, to BBC i Mediazona zidentyfikowali z imienia i nazwiska 45 123 zabitych, do których należy dodać 23 200 zabitych z sił donieckich i ługańskich bantustanów. (Straty ukraińskie zidentyfikowane z imienia i nazwiska to 42 152 poległych, a USA szacowały je w sierpniu na 70 tys.) CIA szacowało straty rosyjskie w styczniu na 315 tys. zabitych i rannych, a w sierpniu Amerykanie określali je na 120 tys. zabitych i 180 tys. rannych. Ukraińcy podają, że wynoszą one 409 tys. zabitych. Według Generała SWR, na 17 lutego 2024 r. rosyjskie straty bezpowrotne (a więc zabici, ciężko ranni, jeńcy i dezerterzy) sięgały 401538, do czego należy dodać liczone do 1 sierpnia oddzielnie straty prywatnych firm wojskowych wynoszące 76192 zabitych.

I po co to wszystko?

Po dwóch latach od rozpoczęcia inwazji Rusnia nadal nie potrafi przedstawić wiarygodnego pretekstu. Obiecywała pokazać światu "tajne amerykańskie laboratoria biologiczne", od których rzekomo roiło się na Ukrainie - i jakoś niczego nie pokazała. Po prostu poczekała, aż pożyteczni idioci zapomną o tej kretyńskiej narracji. Opowiastki o tym, że Ukraina stanowiła zagrożenie militarne dla Rassiji i miała zostać szybko przyjęta do NATO również nie trzymają się kupy. Wyśmiewał je przed rozpoczęciem inwazji choćby rosyjski generał Iwaszow wraz z grupą innych sowieckich wojskowych. NATO nie miało żadnego planu przyjęcia Ukrainy w swoje szeregi - i nadal go nie ma, co wyraźnie pokazał zeszłoroczny szczyt w Wilnie. To jak administracja Bidena powoli dozuje Ukraińcom nowoczesną broń ofensywną, sprawia, że tylko totalne debile z ujemnym IQ mogły uwierzyć w bajeczki o "amerykańskich broniach hipersonicznych", które "kijowski reżim chciał umieścić pod Charkowem". Zresztą nawet gdyby Ukraina stała się członkiem NATO, to nie stanowiłoby żadnego zagrożenia dla Rosji. Wszak Rosja miała od lat granicę z NATO niedaleko Sankt Petersburga. I co? Boi się, że "estońscy naziści" ją zaatakują? Idiotyczna jest również narracja o tym, że Rosja musiała zaatakować, bo "ukraińscy faszyści przez 8 lat dombili Bombas". Akurat przez poprzednie 7 lat, po rozejmie mińskim, niewiele się na froncie donbaskim działo. Straty ludności cywilnej Donieckiej Republiki Ch...wej były niewielkie i ponoszone głównie na minach i starych niewybuchach. Jedynym powodem do "interwencji humanitarnej" w Donbasie byłoby wyzwolenie go spod władzy lokalnych bandytów, ale akurat ci bandyci byli wspierani przez Rassiję. Na absurd zakrawało też robienie z ekipy Zełenskiego - chcącej początkowo dogadać się z Rosją ! - "nazistowskiej, rusofobicznej junty". Zresztą rosyjska narracja o "uzbrojonej po zęby, neonazistowsko-rusofobicznej Ukrainie" kłóci się z inną rosyjską narracją mówiącej, że Ukraina to słaby, sztuczny kraik stworzony przez Polaków i tajne służby CK-Austrii, a zamieszkiwany przez Ruskich, tyle że mówiących w jakimś dziwnym dialekcie. To, że Rosja dostaje od dwóch lat bęcki od jednego z najbiedniejszych krajów Europy i nie może sobie poradzić z jego podbojem jest oczywiście tłumaczone tym, że Kijów ma wsparcie "zachodniego imperializmu", który "uzbroił go po zęby". Tyle, że ten "zachodni imperializm" na początku wojny szykował się na upadek Kijowa i przejście resztek armii ukraińskiej do partyzantki, a później bał się dostarczać Ukrainie czołgi, później bał się dać jej pociski dalekiego zasięgu i samoloty. A obecnie ma problem z dostarczeniem jej wystarczających ilości amunicji. Owszem Rassija dostała na Ukrainie łomot również od Zachodu - ale od Zachodu przeraźliwie słabego, rozbrojonego i kunktatorskiego, obawiającego się, by nie zrobić zbyt dużej krzywdy Rusni. Putin poniósł poważne straty w walce z najgorszym możliwym amerykańskim przywódcą - ze starym pierdzielem mającym problem z wygłoszeniem dwuminutowego przemówienia. A co by było, gdyby natrafił na przywódcę pokroju Reagana? 

Analizując wojnę na Ukrainie zbyt często zapominamy, że nie zaczęła się ona 24 lutego 2024 r. Trwała już ona - z mniejszym lub większym natężeniem - od dziesięciu lat. Starcia w Donbasie zaczęły się 12 kwietnia 2014 r. od ataku Girkina na Słowiańsk. Operacja aneksji Krymu formalnie zaczęła się 27 lutego 2014 r. Na medalu wybitym przez rosyjski MON dla uczczenia tego najazdu są jednak daty 20.02.2014 - 18.03.2014. 20 lutego prezydentem Ukrainy wciąż był prorosyjski Janukowycz. Na Majdanie od dwóch dni snajperzy strzelali do demonstrantów a także do funkcjonariuszy milicji. Pojawiały się doniesienia, że to byli snajperzy z FSB - a nawet jeśli nie oni, to szkolona przez nich agentura w postaci funkcjonariuszy Berkutu -  co oznaczałoby, że rosyjskie tajne służby pomogły obalić prorosyjskiego Janukowycza, by Rosja miała pretekst do inwazji. Kreml szykował się jednak do ataku na Ukrainę już w pierwszej dekadzie XXI w. Jedną z pierwszych prowokacji wojennych - spór o wyspę Tuzla w Cieśninie Kerczeńskiej -  przeprowadził w 2003 r., czyli jeszcze wówczas, gdy prezydentem Ukrainy był Kuczma. Podobny wzór postępowania widać w przypadku Gruzji. Agresywne działania Rosja zaczęła przeciwko niej już pod koniec lat 90-tych, gdy prezydentem był Szewardnadze. W obu przypadkach nie chodziło o żadne zagrożenie militarne, gospodarcze czy ideologiczne dla Rosji - tylko o chęć zagrabienia terytorium sąsiada.

Putin nigdy nie ukrywał prawdziwego powodu napaści na Ukrainę. Odsłaniał go, gdy mówił, że Ukraina jest państwem sztucznie oddzielonym od Rosji. Chodziło mu więc o podbój ukraińskiego terytorium, zasobów i ludności. Tylko i tyle i aż tyle. Mówimy o państwie, które już i tak ma najbardziej rozległe terytorium na świecie i które nie potrafi zagospodarować kontrolowanych przez siebie terenów. 

Dlaczego jednak postanowił zaatakować Ukrainę w lutym 2024 r., pomimo ostrzeżeń Zachodu, by tego nie robił? Bo wiedział, że ma przed sobą niewiele lat życia. Chciał reaktywować Związek Sowiecki w nowej formie, zanim umrze. I zostać zapamiętany jako wskrzesiciel wielkiego imperium. Jako ten, który połączył "rozdzielony naród rosyjski" przyłączając Ukrainę, Białoruś i Naddniestrze, a w następnym kroku być może północny Kazachstan, Gruzję i państwa bałtyckie. Udało mu się jak na razie zająć sporą część Zaporoża, Donbasu i Ługańszczyny. Ciekawe czy zorientował się, że nie zabierze ich do grobu?


sobota, 17 lutego 2024

To kiedy Girkin?


Śmierć Aleksieja Nawalnego, liberalnego nacjonalisty będącego liderem rosyjskiej opozycji, oznacza, że ludzie rządzący Rusnią przesunęli na boczny tor opcję resetu z Zachodem. 

Nie oszukujmy się - Nawalny był człowiekiem, który miał rozpisaną rolę w grze rosyjskich władz (a przynajmniej jednej frakcji w tych władzach). To, że tak skutecznie demaskował korupcję na Kremlu wynikało z tego, że ktoś go karmił przeciekami - w tym dotyczącymi takich wrażliwych spraw jak bezpieczeństwo nadmorskiego Pałacu Putina. Owszem Nawalny był też prześladowany, a nawet podtruwany przez bezpiekę.  To, że zdecydował się wrócić do Rosji i pójść do łagru oznaczało jednak, że jakaś frakcja w służbach obiecała mu gwarancję bezpieczeństwa. Miał przesiedzieć kilka lat i zostać wypuszczony - być może jako nowy przywódca Rassiji. Choć siedział w łagrze o zaostrzonym rygorze, to jakimś dziwnym trafem jeszcze kilka dni temu tweetował z celi. Jak to możliwe? Ostatnie znane nagranie z nim pokazuje, że żartował sobie z wydanego na niego wyroku grzywny.  Ostatnio narzekał jedynie na to, że jest torturowany puszczaną mu na okrągłą piosenką Shamana "Ja Ruski".  Pewnie był przekonany, że gra będzie kontynuowana.

A jednak... Ktoś zdecydował, że należy ją przerwać. Z jakiego powodu? Z czystych emocji jak sugeruje prezydent Saakaszwili?  Czy też ktoś się rzeczywiście bał, że Nawalny rzeczywiście zostanie nowym carem?

Jak słusznie zauważył Grzegorz Kuczyński: " Śmierć Nawalnego oznacza, że jeśli ktoś myślał o rozmowach pokojowych z Putinem w sprawie wojny na Ukrainę, to ta kwestia została wyrzucona do kosza na dłuższy czas. Nawalny był hołubiony przez zachodnie elity, a przede wszystkim Niemców oraz Brukselę. Gdyby doszedł do władzy, mielibyśmy kolejny "reset", który dla Polski nie skończyłby się dobrze."

Zapewne ekipa rządząca Rosją uważa, że żaden Reset nie jest jej potrzebny. Co prawda cywilna gospodarka pada, ale ta zmilitaryzowana sobie dobrze radzi. Standard życia wielkomiejskiej klasy średniej został zachowany. Bogate pasożyty zrekompensowały sobie straty związane z sankcjami. Pomoc z Chin, Korei Płn oraz Iranu ratuje kraj. Na froncie, ogromnym kosztem udało się po wielu miesiącach szturmów zdobyć Awdijewkę, więc można kontynuować dotychczasowy kurs. Wygląda na to, że Patruszew chce docisnąć śrubę i zrobić z Rosji odcięte od świata państwo przypominające pod pewnymi względami dawny ZSRR czy Koreę Płn. Pewnym zlekceważonym ostrzeżeniem była sprawa nagiej imprezki grupki cwelebrytów - pokazano im w ten sposób, że będą coraz mocniej kontrolowani przez państwo.

Myślący kategoriami lat 90-tych dziadersi będący zachodnimi przywódcami nie są przygotowani na ten totalitarny zwrot w Rosji. Zabójstwo Nawalnego wywołało więc u nich autentyczny szok. Świadczy o tym choćby 10-sekundowe "zamrożenie umysłu" u Bidena podczas konferencji prasowej poświęconej Nawalnemu. To, że "Putin" ostatnio stwierdził, że woli przewidywalnego Bidena od Trumpa, nie musi więc być grą psychologiczną.  (No i co dupokraci? Teraz wy jesteście onucowcami!) 

"Putin" ma rację, gdyż Biden jest o tyle przewidywalny, bo obawia się nuklearnej eskalacji i przeszkadza Ukrainie w zadaniu zbyt dużego ciosu Rosji. Pod tym względem Trump byłby dla Kremla bardziej niewygodny. Co prawda najpierw starałby się narzucić rozejm Ukrainie, ale gdy tylko Rusnia, by go złamała, wściekłby się, że został oszukany i rzucił Ukrainie więcej sprzętu mogącego realnie zaszkodzić Rusnii. Sam zresztą to przyznał.  Podobnie należy postrzegać deklarację Trumpa, że będzie namawiał Rosję na szkodzenie tym państwom NATO, które lekceważą własną obronę. (Czyli w ramach NATO+ Polska i Litwa dostaną amerykańską pomoc, a Niemcy i Portugalia już nie.) To - jak się okazało dosyć skuteczna - próba zdyscyplinowania Niemiec i Francji. Trump rozumie, że jak głaskasz niemieckiego chama, to on cię kopie, a gdy go kopiesz, on cię głaska...

Zagadką jest dla mnie natomiast to, że Biden zaprosił do Białego Domu na 12 marca prezydenta Dudę i reichsprotektora Tusska. Którego z nich będzie dyscyplinował? Czyżby nagle w Waszyngtonie dostali olśnienia, że Mareczek Brzeziński jest niekompetentną pizdą, która nie potrafi załatwić dla USA podstawowych spraw?


sobota, 10 lutego 2024

Kto kopnął staruszka Bidena?

 


Ilustracja muzyczna: Metallica - The Memory Remains

Prokurator specjalny Robert Kyoung Hur pokazowo skopał prezydenta Joe Bidena. Co prawda nie zdecydował się na postawienie mu zarzutów karnych w sprawie o trzymanie w prywatnym garażu pudła z tajnymi dokumentami dotyczącymi m.in. wojny w Afganistanie, ale uzasadnił swoją decyzję miażdżącym dla prezydenta raportem. Stwierdził w nim, że Bidena nie da się skazać w sądzie, gdyż każda rada przysięgłych uzna, że "ponad 80-letni były prezydent" jest zdemenciałym dziadkiem ze słaba pamięcią. "Starszy człowiek ze starą pamięcią" - to oficjalne stwierdzenie przykleiło się już do Bidena i będzie mu mocno ciążyło w trakcie kampanii wyborczej. Prokurator Hur wskazuje w swoim raporcie, że Biden podczas przesłuchań mylił podstawowe fakty dotyczące swojej wiceprezydentury w latach 2009-2017. "Czy byłem wiceprezydentem w 2013 r.?", "Czy przestałem być wiceprezydentem w 2009 r.?" - dopytywał się Biden podczas przesłuchań. Nie był nawet pewny w którym roku zmarł jego syn Beau. Albo więc prezydent bezczelnie rżnął głupa podczas przesłuchania i udawał zdemenciałego, starego idiotę, albo... nie udawał. Do bezczelnego i patologicznego krzywoprzysięstwa w zeznaniach nie może się przyznać, więc skazany jest na walkę z wizerunkiem starego idioty. Jak na razie kiepsko mu ta walka idzie. Na konferencji prasowej, na której odnosił się do treści raportu prokuratora Hura, krzyczał na dziennikarzy, że ma dobrą pamięć. Następnie stwierdził, że generał Sisi jest prezydentem Meksyku, a Meksyk ma granicę ze Strefą Gazy... Co gorsza, ostatnio dwukrotnie stwierdził, że rozmawiał z martwymi ludźmi. ("I see dead people!") Najpierw stwierdził, że w 2021 r. na szczycie G7 rozmawiał z francuskim prezydentem Mitterandem, zmarłym w 1996 r.  Później powiedział, że spotkał się wówczas też z niemieckim kanclerzem Kohlem, zmarłym w 2017 r.  Być może więc wydaje się mu, że mamy nadal lata 90-te. Może on sobie wyobrażać, że mamy słabe Chiny i Rosję w rozkładzie i proatlantyckie Niemcy i na tym opiera swoją politykę zagraniczną. Może mu się jeszcze coś popieprzy i wyda rozkaz zbombardowania Belgradu, by obalić Miloszewicza...

Skądinąd ciekawe jest to, że te wpadki Bidena nie są obecnie blokowane w mediach jak były podczas kampanii z 2020 r. To sugeruje napięcia wewnątrz amerykańskiego establiszmentu. Być może na niekorzyść Bidena zadziałało to, że zaczął się irytować na politykę Izraela. 

Tymczasem wszyscy się podniecają wywiadem udzielonym przez "Putina" Tuckerowi Carlsonowi. Zarówno "Putin" (czy raczej jego sobowtór mający problem z powstrzymaniem drżenia nogi) jak i Tucker wyszli w nim na pajaców. "Putin" gadał straszne kocopały i pokazywał swój straszliwy polski kompleks (mało brakowało, a oskarżyłby Polaków o stworzenie świata). Rzucił nawet na stół teczkę z kopiami listów Chmielnickiego do cara z prośbą o wzięcie Kozaków "w opiekę" przed strasznymi Polakami. Tucker nie potrafił mu zadać żadnego konkretnego pytania. Według Generała SWR wyemitowano tylko co mniej głupie fragmenty wywiadu - ponad połowę wycinając. Wszyscy oczywiście potępiają "onucowca" Carlsona. Ale on nie jest żadnym onucowcem. On jest kolesiem zadaniowanym przez amerykańskie służby. Przypominam, że jego ojciec nadzorował w administracji Reagana Radio Wolna Europa, Radio Swoboda i Radio Marti. Tucker na początku swojej kariery bronił płka Northa - skazanego w aferze Iran-Contras - oraz atakował dziennikarza śledczego Garry'ego Webba za jego teksty o handlu kokainą prowadzonym przez CIA. Tucker jest też przyjacielem... Huntera Bidena. A wcześniej miał dosyć zdrowe poglądy na temat Putina - widział w nim kleptokratycznego dyktatora. Jego obecne pajacowanie jest więc częścią operacji psychologicznej mającej robić z amerykańskiej prawicy "onucowców", po to, by Demokraci mogli straszyć świat "putinowską prawicą" wykreowaną w dużym stopniu przez ich własne służby specjalne.

Podobne schematy stosowane są również na polskim podwórku, choć w dużo bardziej toporny sposób. Nasze resetowe pajace starają się na przykład przekonać, że sojusz Orlenu z Saudi Aramco to "wyprzedaż majątku narodowego Putinowi". Według nich "Putin kontroluje Arabię Saudyjską". Skoro tak, to czemu USA sprzedają Rijadowi taką masę uzbrojenia? :)  Mogli by się bardziej postarać przy tworzeniu takich teorii, bo na razie odstawiają straszne partactwo. Przykładem na to jest choćby raport pajaców od Banasia, w którym znalazła się mapka błędnie pokazująca, że do Orlenu należą wszystkie duże rafinerie w Niemczech i na Białorusi :) 

Prawdziwych popisów idiotyzmu #DebilniRazem dokonują jednak w kwestii CPK. Zaczęli bowiem przekonywać, że ten komunikacyjny hub będzie "oddalał nas od Europy, a zbliżał do Azji", będzie więc "realizacją duginowskiego snu". Jeśli więc latasz turystycznie czy biznesowo do Azji, to według takiego libkowskiego debila jesteś "duginowcem". By być prawdziwym Europejczykiem nie powinno się bowiem rozbijać po innych kontynentach, tylko jeździć do Niemiec na szparagi.

Zdaję sobie sprawę, że w moim kraju roi się od debili, ale czasem trudno mi uwierzyć, że dzielę kraj z aż takimi debilami. 

sobota, 3 lutego 2024

Szarada z Iranem, Taylor Swift, Travis z Kielc i prawdziwa incepcja

 


Ilustracja muzyczna: Taylor Swift - Blank Space

Nikołaj Patruszew, obecny wielkorządca Rusni, ponoć stwierdził, że administracja Bidena to najsłabsza i najbardziej niekompetentna ekipa rządząca USA od 100 lat. Nie podejmuje się ocenić jego opinii, ale faktem jest, że wrogowie Ameryki wyraźnie dostrzegają w tej ekipie słabość, która ośmiela ich do agresywnych działań. Gdyby tak nie było, Rosja nie szykowałaby się na przełomie 2021 i 2022 r. na triumfalny marsz na Ukrainie. Co prawda w pierwszych miesiącach wojny władze USA zrobiły wiele, by odbudować obraz swojej potęgi, ale później rozgrzebały wojnę, dozując Ukrainie sprzęt, tak by nie wyrządziła Rosji zbyt wielkiej krzywdy, a zamiast ukarać Niemcy  za długoletnie konszachty z Moskwą i osłabianie europejskiej obrony postanowiła znów zrobić z tego wiarołomnego "sojusznika" filar bezpieczeństwa w Europie i na zachętę przekazała mu Polskę. (Ten ostatni aspekt podsumował Marcin Kędryna obśmiewając Mareczka Brzezińskiego: "Po radości, która zapanowała w Waszyngtonie 15 października ubiegłego roku, przyszła refleksja, że po zmianie władzy, sytuacja w Polsce się zmienia i że niekoniecznie będzie tak, że interesy robi się łatwo, tyle że z fajniejszymi partnerami, gdyż fajniejsi partnerzy mają swoich kolegów, z którymi mogą woleć robić interesy. Do tego przecięte zostaną budowane przez lata bezpośrednie połączenia pomiędzy ludźmi i instytucjami. Spora część transoceanicznej komunikacji odbywała się bez udziału ambasady. Ludzie po prostu do siebie dzwonili i załatwiali sprawy. Teraz się to miało zmienić. Później pojawiły się wyraźne sygnały, że z amerykańskimi interesami może wcale nie być dobrze. Dyskusje o lokalizacji elektrowni jądrowych, wizyty Francuzów, dziwne sygnały w sprawie kontraktów zbrojeniowych. Ekscelencja uspokajał. Tłumaczył, że wszystko jest w porządku, bo przecież już dawno nawiązał kontakty z nową władzą. Centrala cisnęła. Stąd jego obchód i zdjęcia, które ministrowie robili sobie jak z gubernatorem."). 

Po tym spadła Bidenowi na głowę seria konfliktów na Bliskim Wschodzie. 7 października - akurat na urodziny Putina - Hamas zaatakował Izrael i to w taki sposób, by sprowokować jego najbardziej bezwzględny odwet i totalne zniszczenie miast w Strefie Gazy. Obrazki martwych palestyńskich dzieci zestawione z poparciem administracji dla Izraela zmobilizowały amerykańską młodzież do skandowania "F*ck Joe Biden!" na antysyjonistycznych demonstracjach. Od Bidena odwrócił się też elektorat arabski, stanowiący klucz do zwycięstwa w ważnym stanie Michigan. Nawet jeśli połowa tamtejszych muslimów nie zagłosuje na Śpiącego Joe, to głosy elektorskie z tego stanu zgarnie Trump. Nieporadność administracji w konflikcie Izraela z Hamasem (wspiera ona Izrael, ale jednocześnie błaga go, by zakończył operację w Gazie) sprowokowała Irańczyków, by podpuścili Hutich do atakowania żeglugi międzynarodowej na Morzu Czerwonym. Wspierane przez Irańczyków grupy terrorystyczne z Iraku i Syrii ostrzeliwały też od dłuższego czasu amerykańskie bazy. Było to głównie "strzelanie na wiwat", w którym starano się nie wyrządzić większych szkód. (Iran w "proteście przeciwko izraelskim zbrodniom" zbombardował też... iracki Kurdystan oraz Pakistan.) Irańczycy z jednej strony zobowiązali się, by pomóc Moskwie odciągnąć uwagę USA od Ukrainy, ale z drugiej sami obawiali się bezpośredniej konfrontacji z USA lub z Izraelem. Konsternację w Teheranie musiało więc wywołać udane uderzenie dronem Shahed w amerykańską bazę Tower 22 w Jordanii, w którym zginęło trzech amerykańskich żołnierzy a kilkudziesięciu zostało rannych. Atak się udał w wyniku zbiegu okoliczności - Amerykanie czekali wówczas na powrót swojego drona i pomylili z nim irańskiego. Po tym udanym ataku, szef proirańskiej grupy Kataib Hezbollah uciekł z Syrii do Teheranu, a w jego ślad poszli wysokiej rangi oficerowie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Administracja Bidena wspaniałomyślnie dała im kilka dni na ewakuację. Bombardowania 85 celów w Syrii oraz Iraku przeprowadziła dopiero w nocy z piątku na sobotę, jakoś mało się chwaląc co zostało trafione. Mamy więc do czynienia z działaniem pro forma i ustawką. Mocno to kontrastuje z trafną decyzją Trumpa o odstrzeleniu generała Sulejmaniego. 

Atrakcje organizowane Bidenowi przez sojuszników Rassiji jeszcze się nie skończyły. Groźne pomruki wydaje Korea Północna. , a Maduro właśnie wyrzucił do kosza porozumienie z USA dotyczące przeprowadzenia wolnych wyborów. Same sukcesy... W takich momentach zwykle pojawia się pilne zapotrzebowanie na temat zastępczy. Na operację psychologiczną mającą odbudować poparcie dla władzy. 

I stąd z pozoru absurdalna teoria o tym, że Taylor Swift jest w centrum tej operacji, mającej przynieść Bidenowi reelekcję.



Jak wiadomo Taylor Swift to bardzo popularna piosenkarka, mająca olbrzymią bazę szalonych fanek i fanów. Taylor jest znana z tego, że śpiewa o swoich nieudanych związkach. (Polecam odcinek "Family Guya", w którym jej chłopakiem zostaje Chris Griffin :) Ostatnio jednak szczęśliwie się związała z futbolistą Travisem Kelce. (Ciekawe, czy urzędnik w imigracyjnym pomylił rubryki i nadał jego przodkom nazwisko "Kielce". Może Chehelmut wie coś więcej? :) Vivek Ramaswamy, do niedawna republikański kandydat na prezydenta, twierdzi jednak, że ich związek to fejk. Cały ich romans został wyreżyserowany i podobnie ustawiony będzie Super Bowl. Popularność Travisa z Kielc i Taylor Swift ma pomóc Bidenowi zdobyć reelekcję.


Brzmi jak szalona QAnonowska teoria spiskowa? No cóż, Biden bardzo chce, by Taylor dla niego zaśpiewała.  Chętnie by ją pewnie obmacał i obwąchał :) Trump się jednak nie przejmuje ewentualnym poparciem Taylor Swift dla Bidena. Twierdzi, że jest od niej popularniejszy. 

Prorokiem po raz kolejny okazał się Kanye West - gdy w 2009 r. Taylor dostała nagrodę MTV VMA, Kanye przerwał je wystąpienie sugerując, że nie zasłużyła na tę statuetkę :)

***

Bardzo rzadko śni mi się coś, co później pamiętam. Baaardzo rzadko. Sen, który miałem kilka miesięcy temu idealnie wpisywał się jednak w temat dzisiejszego wpisu. Doszło do niego w nocy z 1 na 2 listopada, czyli z Wszystkich Świętych na Dzień Zaduszny. Ciekawa data, co nie?

Śniło mi się, że byłem gdzieś na polskiej prowincji, na ciut spalonej Słońcem łące graniczącej z lasem i drogą. Może w Kieleckim, bo gleba była dosyć piaszczysta :)  Siedziała tam grupka ludzi. Nie pamiętam o czym rozmawiali. Snuła się między nimi wysoka dziewczyna w kombinezonie kierowcy (z odsuniętym suwakiem, by podkreślić biust), w czerwonej czapeczce, spod której wychodziły blond loki. Po prostu snuła się, uśmiechała i nic nie mówiła. Ludzie naokoło mówili jednak, że to Taylor Swift.  

Kilka dni później znów mi się śniło, coś co zapamiętałem - co już samo w sobie było wielką anomalią. (Nigdy wcześniej nie miałem snów, w tak krótkim odstępie czasowym!) Sen zaczął się jak koszmar - drogę zastąpił mi trans w sukni wieczorowej, który chciał mnie poderwać. Powiedziałem mu, że nie jestem zainteresowany i poszedłem dalej. Obraz stał się wówczas czarnobiały. Byłem na wzgórzu z którego rozciągał się widok na rozlewisko szerokiej rzeki. Słyszałem, że to Nowy Jork w 1944 r. Przypominało to jednak bardziej widok na Dunaj i Sawę z belgradzkiej twierdzy Kalmegdan. Nagle pojawiła się młoda kobieta w mundurze armii amerykańskiej z czasów drugiej wojny światowej. Tylko buty miała jakieś takie bardziej cywilne i wyjściowe. Szła nic nie mówiąc i się uśmiechając. Jako jedyna była w kolorze. Włosy miała pod czapką jasne czy nawet rudawe. Miałem wrażenie, że to ta sama postać, co w poprzednim śnie. Bardzo chciałem ją pocałować.

Obraz "Taylor Swift" jako tajnej agentki Pentagonu - i to jeszcze w kontekście kampanii Trumpa (czerwona bejsbolówka) pojawił się więc w moich snach na kilka miesięcy przed pojawieniem się podobnej teorii. Aż mi się to skojarzyło z filmem "Incepcja" i z zasiewaniem idei w snach. Czyżby ktoś próbował się włamać do mojego umysłu jako wytrych wykorzystując taki kobiecy archetyp?

Z dziwną próbą "incepcji" miałem do czynienia też na kilka miesięcy przed rosyjską pełnoskalową inwazją przeciwko Ukrainie. Śniło mi się, że zostałem aresztowany na ulicy w Moskwie. Podczas aresztowania był Putin, a ja śmiałem się, że jest taki niski :) Później przesłuchiwała mnie jakaś stara kagiebistka w mundurze oficerskim - przypominając postać z "Pozdrowień z Moskwy" z serii o Bondzie. Mówiła do mnie: - Co ty sobie myślisz?! My czytamy wszystko, co piszesz i bardzo się to nam nie podoba! Igrasz z ogniem! Nawet nie wiesz, jak jesteśmy wszechmocni! 

Wówczas spytałem: - Naprawdę jesteście wszechmocni? To w takim razie, czemu upadł Związek Sowiecki? Przecież wszyscy przysięgaliście, że będzie bronić sowieckiej konstytucji i nawet, że oddacie w jej obronie życie. Więc co? Może nie jesteście tacy wszechmocni. Albo wszyscy byliście zdrajcami!

Kagiebistka nie potrafiła odpowiedzieć na moje argumenty. Zostałem więc wypuszczony na wolność.

Kilka dni po śmierci ks. Isakowicza-Zaleskiego miałem inny ciekawy sen. Byłem gdzieś w Małopolsce, na malowniczej prowincji, w budynku przypominającym domek drożnika. Byli też tam Paweł Zyzak i o. Tadeusz Rydzyk. W pewnym momencie Zyzak (którego cenię jako historyka) zanucił "Barkę", mówiąc wcześniej, że to na cześć zmarłego ks. Isakowicza-Zaleskiego. Zdegustowany o. Tadeusz mu przerwał i stwierdził: - On nie zasłużył na piosenkę.